poniedziałek, 29 grudnia 2014

Lustrzane odbicie

"Podobno (...) pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze" - te słowa wygłosiła Szymborka w 1996 roku, kiedy odbierała Nobla. I ja w pełni się z nią zgadzam - od czego zacząć?

Kiedy widzisz siebie w lustrze to na co patrzysz? Niby na to samo, ale te usta, oczy, włosy, głowa, ciało, tło wydają ci się zupełnie inne, oderwane od rzeczywistości, jakby nie twoje części ciała, to nie ten pokój, który znasz. Jest się wtedy podobnym do Alicji, która wchodząc do Krainy Czarów znajduje inny obraz świata - absurdalny, surrealistyczny, niepasujący do normalności. Musi się zmagać z rzeczami, których nie rozumie i pokonać złą królową. 

Może nienawiść to nierealny wizerunek miłości?  Może to złe odbicie w lustrze, skrzywiona, skrzywdzona, niepoprawna miłość? Może, może, może...
Wczoraj obejrzałam po raz kolejny "Czarownicę" z Angeliną Jolie w głównej roli (i uważam, że to jej najlepsza rola od bardzo dawna). Maleficenta jest zwykłą, małą, uwielbiającą naturę dobrą czarownicą. I pewnego dnia spotyka Stefana i zakochuje się w nim... z wzajemnością? Myślałam, że Stefan ją kocha mimo swej chciwości i pożądania władzy. Jednak to one odbierają mu zdolność racjonalnego myślenia, zdolności kochania, dawania - on chciałby tylko brać, nie dając nic w zamian. Przez swoją butę nie zauważa, jak wiele otrzymuje i pragnie tego, czego chciał od dziecka - władzy. Bo inaczej po co odcinałby skrzydła swojej 'ukochanej'? Robiąc to bardzo ją rani, do głębi, żywo i okrutnie. Rani jej duszę i ciało, odbiera jej najważniejszy element jej osobowości - skrzydła, zdolność latania, poczucia wiatru we włosach i tego, ze jest się wolnym. Maleficenta zaczyna go nienawidzieć.

Jak to się przekłada na rzeczywistość? To jeszcze jedna historia miłosna. Odcięcie skrzydeł - tożsamej części ciała czarownicy - to urzeczywistnienie bólu, jaki spotyka go po odejściu, stracie bliskiej osoby - tak jakby ktoś wydzierał kawałek z nas samych, z duszy, osobowości, odchodząc - zabiera część nas samych ze sobą. Często część, bez której ciężko dalej funkcjonować tak, jak to się robiło do tej pory - coś umiera i nie chce zmartwychwstać. Jednak miłość nie umiera. Ewoluuje, dorasta, zmienia się - nie umiera. Nawet najsłabsza miłość jest zbyt silna, by odejść w niebyt. Często umiłowanie przyjaciela zmienia się w miłość do ukochanego i na odwrót. Miłość do matki, ojca, brata, siostry z czasem się dojrzewa do innych rozmiarów - mniejszych lub większych, ale nie znika. 

Maleficenta odnajduje przy cierpieniu w swej miłości złe ziarno - nienawiść. Odnoszę wrażenie, że ona kochała Stefana przez całe życie, a to, co jej zrobił sprawiło, że pragnęła, by do niej wrócił, uszanował. O jej zadrze świadczą też słowa zaklęcia "księżniczkę będzie można zbudzić pocałunkiem, ale tylko prawdziwej miłości". To kara dla Stefana, który ją okłamał i któremu samemu trudno kochać, więc jest przerażony perspektywą wiecznego snu córki, obawia się tego, że skoro sam nie umie kochać to jego córki też nikt nie pokocha prawdziwie.

Możemy tu wrócić również do "Czarnoksiężnika z Kariny Oz" i Teodory. Biednej Teodory, która zakochuje się w Ozzie i wiąże z nim swe serce. Wtedy jej podstępna siostra okłamując ją wbija zadrę. Teodora zmienia się, uważając Oza za zdrajcę, nikczemnika. Jednak czy naprawdę go znienawidziła? Na to pytanie trzeba sobie odpowiedzieć samemu. Moim zdaniem - kochała go tak bardzo, że nie mogła znieść myśli, że on nie kocha jej. Chciała pokazać, jak bardzo ją skrzywdził i ukarać go tym widokiem.

Czy miłość i nienawiść są odbiciami tego samego uczucia?
Czy jedno może przemienić się w drugie?

Oba uczucia niszczą.
Tylko nienawiść boli bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz